poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział Czwarty

 Po kłótni z Nat udałem się do swojego pokoju, byłem zmęczony, jednak nie mogłem zasnąć. Usłyszałem, że moja siostra wychodzi. Gdy byłem pewny, że jej nie ma i prędko nie wróci, poszedłem do jej pokoju. Zawsze to robiłem, gdy chciałem pomyśleć. Położyłem się wygodnie na łóżku i wziąłem do ręki nasze wspólne zdjęcie - moje i Nat. W pokoju panował, delikatnie mówiąc, syf. Ja jednak nie chciałem nic ruszać tak, jak zawsze. Przyglądałem się uważnie fotografii, na której były dwa brzące. Lubiłem to zdjęcie. Byliśmy na nim tacy szczęśliwi. Niestety od tego czasu minęło już wiele lat. Nie jesteśmy już przyjaciółmi tak, jak kiedyś. Wyjazd Nathalie wszystko popsuł. Może i ona mówiła mi wszystko, albo przynajmniej dużo, ale ja o sobie prawie nic nie mówiłem. Zawsze unikałem pytań "Dylan, co u Ciebie?", a nawet, jeśli takowe się zdarzały, odpowiadałem "Nic takiego, bo co ciekawego może się dziać?". Nathalie zazwyczaj wierzyła i zmienialiśmy temat. Może to dziwne, że nic jej nie mówiłem, ale dla mnie to było wygodne. Nie chodzi o to, że jej nie ufałem. Ufałem jej i ufam nadal, ale nie jestem typem osoby, która lubi być w centrum zainteresowania. Taki już jestem. Nawet nie powiedziałem jej o Lucy. Ona opowiadała o swoich pierwszych zauroczeniach, o swoim pierwszym poważnym związku, o nowych przyjaciołach. Ja powiedziałem jedynie, że mam nowych znajomych. Nie powiedziałem nic więcej o sobie. Nie wiem, czy Nat zauważyła moją małomówność, ale raczej nie. Inaczej nie dałaby mi spokoju. Taka już jest. Uśmiechnąłem się w duchu, gdy obraz Nathalie, próbującej wyciągnąć ze mnie informacje, pojawił mi się przed oczami. Zawsze była wtedy irytująca i zarazem śmieszna.
 Zacząłem rozmyślać o moim wcześniejszym zachowaniu i byłem niemal pewien, że przesadziłem. Nigdy tak się nie zachowywałem, zawsze byłem miły. Jednak powrót mojej przyrodniej siostry wywołał u mnie różne emocje, a w tym złość. Czemu byłem zły? Bo w końcu wszystko sobie ułożyłem i w życiu, i w głowie, a tu nagle Nat wraca. Po pierwsze nie chcę jej znów stracić, po drugie jak mam powiedzieć przyjaciołom o niej? I najważniejsze - jak mam powiedzieć Lucy o Nat? "Hej Lucy, muszę Ci coś powiedzieć. Okłamywałem Cię przez cały ten czas. Mam przyrodnią siostrę, która znaczy dla mnie niewyobrażalnie dużo i ona właśnie wróciła z Anglii. A i początkowo byłaś jej zastępstwem, teraz jesteś dla mnie kimś ważnym w innej kategorii, lecz na początku było inaczej. " - to odpadało, bo Lucy poczuje się oszukana. Jednak musiałem jej powiedzieć, lecz rozważania na ten temat odstawiłem na bok. Będę się martwił o to później. Natomiast teraz muszę pogodzić się z Nathalie i powiedzieć jej w końcu, co czuję, prawda? Wciąż nie wiem, czy dam radę się przełamać.
 Nagle drzwi pokoju się otworzyły, a w nich stanęła ona.
-Co ty tu robisz?! – krzyknęła na mój widok, a ja nie dziwiłem się, czemu wybuchła, bo wcześniej zachowałem się jak chuj.
-Przepraszam. – powiedziałem cicho, mimo że chciałem brzmieć pewnie.
-Y... tego się nie spodziewałam. – zauważyłem zdezorientowanie w jej tęczówkach.
-Przepraszam, że tak wybuchłem. Nie powinienem, ale po prostu to było za dużo. – powiedziałem wszystko na jednym wdechu.
-Czemu?
-Odkąd wyjechałaś brakowało mi Ciebie, tej przyjaciółki i wtedy pojawiła się Lucy. Lucy obecnie jest moją dziewczyną, ale wtedy zastąpiła mi Ciebie. Dawała mi tak samo wsparcie, przestałem cierpieć. Mimo to mi ciebie brakowało. Z Lucy było i jest inaczej. Ona jest dla mnie jak dziewczyna, z którą chcę spędzić życie, a ty jak siostra i przyjaciółka. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, to znów zacząłem za tobą nie wyobrażalnie tęsknić. Dopiero niedawno się z tym pogodziłem. Nie chcę Cię znów stracić, bo wtedy tego nie przeżyję. – i już.
 Powiedziałem to, co czułem. Czekałem z wyczekiwaniem, co odpowie Nathalie. Jednak ona przez pierwsze sekundy patrzyła na mnie z otwartą buzią, co było śmieszne, szczerze mówiąc. Lecz ja nie miałem ani sił, ani ochoty na śmiech, więc mój wyraz twarzy ciągle przedstawiał smutek.
-Nie stracisz. – wyłkała, a ja ledwo ją usłyszałem.
-Kiedyś mówiłaś to samo. Ułożyłem sobie już życie. Mam Lucy, ona nie ma zielonego pojęcia, że istniejesz. Zawsze omijałem temat o tobie, aż w końcu on zniknął. A teraz znów powrócił. Dlatego tak się zdenerwowałem. Przepraszam, Nat. - wiedziałem, że prawda ją zaboli, ale musiałem to powiedzieć, żeby znała przyczynę mojego zachowania.
-Nie wiem, co powiedzieć... – ledwie wybełkotała.
-Nie musisz nic mówić. Muszę to przetrawić. – uśmiechnąłem się lekko, aby dodać jej otuchy – Witaj w domu. Odpocznij, a ja się zdrzemnę. – po tym ruszyłem w stronę drzwi.
 Wiedziałem, że Nat chciałaby bym ją pocałował w czoło, policzek, przytulił, ale dla mnie to było za szybko. Jeszcze nie doszedłem do siebie, więc bez słowa udałem się do mojego pokoju. Wiedziałem, że muszę teraz jak najszybciej powiedzieć Lucy o Nat, dlatego wyjąłem telefon i wybrałem znajomy numer.
-Halo?-usłyszałem jej śpiący głos.
-Cześć, mała!-uśmiechnąłem się.
-Nie jestem mała.-zaprotestowała zachrypniętym głosem.-Muszę Ci coś powiedzieć.-ożywiła się nagle.
-O co chodzi?-pozwoliłem jej powiedzieć pierwszej.
-Powiedziałam mamie o nas, a wiesz, co ona powiedziała?-nie dała mi odpowiedzieć.-Ona myślała, że my już od dawna razem jesteśmy, bo zachowywaliśmy się jak para już długo! Nie uwierzyła, że dopiero teraz spytałeś mnie oficjalnie.-mogłem sobie wyobrazić jej uśmiech.
-Co mogę na to poradzić? Nie wiedziałem, czy odwzajemniasz moje uczucia.-wytłumaczyłem się z szerokim uśmiechem.
-Myślałam, że to oczywiste...-wyszeptała smutno, a ja poczułem się niezręcznie.
-Słuchaj, nie po to zadzwoniłem. Chcę z Tobą pogadać. Możesz się ze mną jutro spotkać?-spytałem z nadzieją, że będzie między nami dobrze.
-Um... Myślę, że tak. A o której?-znów słyszałem radość w jej głosie.
-Możesz o jedenastej?-przygryzłem wargę. Chcę mieć już to z głowy.
-Tak. Do zobaczenia.-pożegnała się.
-Miłych snów.-rozłączyłem się.
  Zdjąłem moje dzisiejsze ubrania i ubrałem spodnie do koszykówki. Byłem zbyt zmęczony dniem na kąpiel, więc od razu położyłem się spać. Noc zleciała mi szybko bez żadnych snów. Gdy rano wstałem, poszedłem wziąć krótki prysznic. Byłem zestresowany z powodu rozmowy z moją dziewczyną. Nawet nie spojrzałem, czy moje ubrania pasują do siebie. Założyłem jakieś dżinsy, białą bluzkę i czarną bejsbolówkę. Na stopy nałożyłem czarne supry, a na rękę zegarek. Udałem się leniwie do kuchni, gdzie byli już rodzice. Nie chciałem, aby zadawali głupie pytania, więc zacząłem udawać, że mam dziś dobry humor. Muszę przyznać, że jestem dobrym aktorem, gdyż każdy się nabrał. Po kilku minutach do kuchni weszła także Nat.
-Dzień dobry. – rzuciła przy drzwiach, a ja uśmiechnąłem się.
-Cześć słoneczko, siadaj do stołu razem z tymi dwoma obibokami. Zaraz podam omlety.  – usłyszałem głos Ad za mną.
-Cześć – przywitałem się i dałem jej buziaka w policzek. Coraz lepiej idzie mi udawanie.
-Wrócił mój dawny braciszek! – Nathalie krzyknęła, przytulając mnie, a z tyłu usłyszałem śmiech taty i jego żony.
 Po śniadaniu dorośli wyszli z domu, więc postanowiłem zacząć opowiadać jakieś dowcipy, aby Nat niczego się nie domyśliła. Znała mnie bardzo dobrze, więc musiałem być bardzo dobry, aby niczego się nie domyśliła.
-Co samobójca robi w szatni? – rzuciłem bezmyślnie.
-Zostawia ubrania? - uniosła brew.
-Wiesza się. – udałem śmiech, po czym kontynuowałem. – Dlaczego Freddy miał głos nie z tej ziemi?
-No bo miał talent ! – zauważyłem, że się wkurzyła.
-Nie. Bo to Freddy Merkury. A jak się nazywa zabójca żon?
-DYLAN!
-Kłamiesz. Żonkill. – i znów mój udawany śmiech.
-To prawda co wczoraj mówiłeś? - spytała.
-Tak. – odpowiedziałem szybko.
-Czemu poszedłeś do mojego pokoju? – spojrzała w moje oczy, czego się najbardziej obawiałem, bo "oczy są zwierciadłem duszy" prawda?
-Zawsze to robiłem, jak ciebie nie było. – odpowiedziałem szczerze. – Codziennie wieczorami tam siadałem i myślałem. Wspominałem.  A tak w ogóle, to sorry za ten chlew, ale nie pozwoliłem Ad, ani tacie tam wejść, a sam nie chciałem sprzątać. To, że wszystko było tak, jak to zostawiłaś, dawało mi choć trochę poczucia, że ty tam jesteś, że nie zniknęłaś. –  głos mi się trochę załamał, a na twarzy Nat widać było łzy.
-Kocham cię, brat! – ucałowałem ją w czoło.
-Ja ciebie też, siostra. - spojrzałem na zegarek.
 Zaraz jedenasta.
-Przepraszam, ale muszę już iść. - uśmiechnąłem się przepraszająco, na co Nathalie skinęła głową.- Wrócę za góra dwie godziny.-poinformowałem, po czym wyszedłem.
Teraz czeka mnie szczera rozmowa z Lucy. BOJĘ SIĘ.

*~*

Nim się obejrzałam byłam na pogotowiu. Po jakiejś pół godzinie miałam kostkę wysmarowaną jakąś cholernie zimną maścią, która śmierdziała jak ocet. Choć może to był żel? I zawiniętą bandażem elastycznym. Chris upierał się, żeby zostawili mnie na obserwację, ale dostał za to od mamy po głowie i lekarz zaczął się śmiać i tłumaczyć, że mi naprawdę nic nie jest, i że, jak będę postępować według jego wskazówek, plus nie przemęczać nogi, to nawet za tydzień nie będę czuła, że była skręcona. Mój ojczym zabrał mnie i mamę na pizzę, po czym wróciliśmy do domu. Ponieważ było już dosyć późno, udałam się od razu do swojego pokoju. Byłam cholernie zdziwiona, kogo tam zastałam.
-Co ty tu robisz?! – spytałam brata. Leżał na moim łóżku, trzymając w ręku zdjęcie, które, jako jedyna rzecz, co wpadła mi w ręce, ocalało.
-Przepraszam. – niemal wyszeptał. To mnie niemało zdziwiło.
-Y... tego się nie spodziewałam. –popatrzyłam na niego zdezorientowana.
-Przepraszam, że tak wybuchłem. Nie powinienem, ale po prostu to było za dużo. –miałam wrażenie, że mówiąc to, nie oddychał.
-Czemu?
-Odkąd wyjechałaś brakowało mi Ciebie, tej przyjaciółki i wtedy pojawiła się Lucy. Lucy obecnie jest moją dziewczyną, ale wtedy zastąpiła mi Ciebie. Dawała mi tak samo wsparcie, przestałem cierpieć. – wziął głęboki oddech. - Mimo to mi ciebie brakowało. Z Lucy było i jest inaczej. Ona jest dla mnie jak dziewczyna, z którą chcę spędzić życie, a ty jak siostra i przyjaciółka. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, to znów zacząłem za tobą nie wyobrażalnie tęsknić. Dopiero od niedawna się z tym pogodziłem. Nie chcę Cię znów stracić, bo wtedy tego nie przeżyję. – zakończył swój monolog, który poruszył mnie dogłębnie.
-Nie stracisz. – wyłkałam.
-Kiedyś mówiłaś to samo. Ułożyłem sobie już życie. Mam Lucy, ona nie ma zielonego pojęcia, że istniejesz. Zawsze omijałem temat o tobie, aż w końcu on zniknął. – zabolało. – A teraz znów powrócił. Dlatego tak się zdenerwowałem. Przepraszam, Nat.
-Nie wiem, co powiedzieć... – przez gulę w gardle, ledwie dałam radę mówić.
-Nie musisz nic mówić. Muszę to przetrawić. – uśmiechnął się lekko – Witaj w domu. Odpocznij, a ja się zdrzemnę. – i tak po prostu wyszedł. Nie przytulił mnie, nie pocałował w policzek, jak to mieliśmy w zwyczaju. Tylko wyszedł.
 Nie mogłam pojąć, jak bardzo mój brat się zmienił. Położyłam się na łóżku, gdzie jeszcze chwilę temu był Dylan i postanowiłam zasnąć. Nie do końca mi się to udało, bo około godziny później obudziłam się z płaczem. Byłam spocona i przerażona. Znów ten sam koszmar. Znów te ohydne sceny z Londynu. Znów Gale. I znów to co mi zrobił. Wiedziałam, że tej nocy już nie zasnę. Gdybym miała 13 lat, z pewnością udałabym się do pokoju Dylana i wpakowała mu pod kołdrę. Wtedy przytuliłby mnie, pocałował w czoło, pogłaskał po włosach i powiedział, że nic mi nie grozi, bo on jest przy mnie. Tak, to zawsze działało i odpędzało złe sny. Ale niestety. Od tamtego czasu minęło 6 lat. Teraz jesteśmy dorośli. On spoważniał i pewnie wygoniłby mnie stamtąd, zanim jeszcze usiadłabym obok niego. Ma dziewczynę i myślę, że ona nie byłaby zadowolona, że śpi z nim jakaś inna. No, ale jestem jego siostrą. Rodzeństwo może spać w jednym łóżku. Przynajmniej my byliśmy tak wychowani. Zawsze, kiedy potrzebowałam wsparcia i otuchy, przychodziłam do Dylana i się do niego przytulałam. Był takim moim stróżem i obrońcą. Nigdy mnie nie odtrącił, więc dlaczego teraz do niego nie pójdę? Bo jesteś idiotką i przez 6 lat nawet raz nie przyjechałaś, nawet raz nie spytałaś, jak on się czuje po twoim wyjeździe, czy sobie radzi. Nawet raz nie zaproponowałaś mu, żeby odwiedził cię w Londynie. Nawet raz nie pomyślałaś o powrocie. Teraz wiesz, że niepotrzebnie w ogóle wyjeżdżałaś! Masz za swoje. O świcie poszłam do łazienki. Wzięłam długi prysznic, wysuszyłam i wyprostowałam włosy. Nałożyłam lekki podkład, żeby zakryć wory pod oczami, spowodowane nieprzespaną nocą. Na szczęście makijaż zdał egzamin na szóstkę. O godzinie dziewiątej udałam się do kuchni. Jak zauważyłam, reszta domowników też zdążyła już wstać i zacząć szykować śniadanie.
-Dzień dobry. – przywitałam wszystkich z uśmiechem. Dylan miał chyba świetny humor, ponieważ szczerzył się od ucha do ucha.
-Cześć słoneczko, siadaj do stołu razem z tymi dwoma obibokami. – mama spojrzała na swojego męża i Dylana – Zaraz podam omlety.  – usiadłam obok tego drugiego, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
-Cześć – przywitał się i cmoknął mnie w policzek. No, jednak nie boli. Trzeba było tak od razu.
-Wrócił mój dawny braciszek! – krzyknęłam i przytuliłam go. Rodzice się z nas śmieli.
 Zjedliśmy rodzinny posiłek i dorośli wyszli do pracy. Zostałam skazana na Dylana i jego nietypowe poczucie humoru. Mianowicie dla odmiany zaczął sypać kawałami.
-Co samobójca robi w szatni? – spytał z głupawym uśmieszkiem, a ja zaczęłam się usilnie zastanawiać.
-Zostawia ubrania?
-Wiesza się. – palnęłam się w czoło, ale on kontynuował. – Dlaczego Freddy miał głos nie z tej ziemi?
-No bo miał talent ! – oburzyłam się. Nie wiem, co on ma do Freddiego, ale niech się odwali.
-Nie. Bo to Freddy Merkury. A jak się nazywa zabójca żon?
-DYLAN!
-Kłamiesz. Żonkill. – zaśmiałam się, ale coś mnie tchnęło i musiałam zadać to pytanie.
-To prawda co wczoraj mówiłeś?
-Tak. – odpowiedział bez namysłu. Więc zadałam kolejne pytanie.
-Czemu poszedłeś do mojego pokoju? – spojrzałam w jego oczy, żeby wiedzieć, czy mówi prawdę.
-Zawsze to robiłem, jak ciebie nie było. – zaskoczył mnie – Codziennie wieczorami tam siadałem i myślałem. Wspominałem.  A tak w ogóle, to sorry za ten chlew, ale nie pozwoliłem Ad, ani tacie tam wejść, a sam nie chciałem sprzątać. To, że wszystko było tak, jak to zostawiłaś, dawało mi choć trochę poczucia, że ty tam jesteś, że nie zniknęłaś. – głos mu się łamał, a po moich policzkach spływały łzy. Rzuciłam mu się w ramiona i oplotłam go nogami w pasie.
-Kocham cię, brat! – dostałam całusa w czoło.
-Ja ciebie też, siostra. 
___________________________________
Ta daaaaaaaaam! Mamy rozdział czwarty kochani :* Jesteśmy już po egzaminach i konkursach. Przyznam nieskromnie, że obie zostałyśmy laureatkami ja z języka polskiego, Alex z matematyki. No, ale starczy tego chwalenia się:>. Wróciłyśmy z tym oto "cudem" na górze i mamy ogromną nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda i będzie czytał. Pozdrawiamy i do następnego :* 

1 komentarz: